Fala tęczowych barw, szkiełka, kosteczki powodujące “ochy” i “achy” wrażliwych na doznania wizualne. To pierwsze wrażenie i mój osobisty odbiór tego gdy wziąłem w swoje ręce pudełko do gry “Sagrada” i zapoznałem się z jego zawartością. Niewątpliwie to pierwszy i zarazem najmocniejszy punkt tego tytułu. Jest niczym pączek błyszczący lukrem, którego chcemy zjeść tu i teraz bez względu na to ile kalorii posiada. Chcemy cieszyć oczy błyskiem i świetlistymi kolorami małych kosteczek, a może nawet wykorzystać je poza grą. Pożeramy to dzieło oczami i zachwycamy się wykonaniem, tylko…czy to wystarczy?
Z marketingowego punktu widzenia dobry produkt to taki, który przykuwa naszą uwagę i przyciąga wzrok. Z tego zadania “Sagrada” wywiązuje się bezbłędnie. Wśród wielu stojących na półce pudełek, jest niczym promyk słońca wpadający rankiem przez uchylone okno. W kwestii wizualnej przypomina mi trochę popularny tytuł “Azul”, z tym że tam wcielaliśmy się w artystę, który tworzył ścienne mozaiki, tutaj naszym zadaniem jest praca z witrażami. Stąd wspominany już “blask” tej gry, czarujący nas od pierwszego kontaktu. Cała rozgrywka jest stosunkowo prosta i polega w głównej mierze na dobieraniu kostek i wykorzystywaniu narzędzi pozwalających nam budować nasz witraż według dobranego wzorca. Zasady są krótkie i można spokojnie przyswoić je w niecałe 10 min. Jedyny problem na jaki możemy trafić podchodząc do zabawy po raz pierwszy, to reguły dotyczące umiejscawiania kości. Twórcy opracowali system, który utrudnia rozgrywkę i daje graczowi poczucie wyzwania. Trzeba trochę pokombinować żeby zdobyć, jak najwięcej punktów, a jednocześnie efektywnie wykorzystać wszystkie sześciany z puli. Nasz końcowy wynik podpompują dostępne dla wszystkich karty celów wspólnych oraz nasz prywatny cel, który skupia się głównie na tym żeby uzbierać jak najwięcej oczek z danego koloru. Poza tym gra nie zaskakuje i nie prosi Cię uporczywie o to by kolejny raz wyłożyć ją na stół. Brak tu negatywnej interakcji między graczami, z reguły każdy skupiony jest na własnym witrażu i nie specjalnie chce się marnować ruchy, żeby napsuć krwi konkurentom. Często może to zaburzyć nam nasz układ i doprowadzić do utraty cennych punktów. Rozgrywka porusza się sprawnie naprzód co jest sporym plusem, jednak niski poziom złożoności ogranicza tu pole do popisu dla wielbicieli dużych strategii. Jeśli szukacie tutaj wrażeń, jak przy partii szachów, po której wychodzimy spoceni i wycieńczeni, jak po maratonie – to źle trafiliście. “Sagrada” to raczej przyjemne układanie kolorowych szkiełek z odrobiną zacięcia i rywalizacji, jednak nie na poziomie wielkich gier strategicznych.
“Sagrada” jest trochę, jak dobrze wyglądająca dziewczyna w klubie – zwraca Twoją uwagę i zachęca do rozpoczęcia bliższej znajomości, jednak po zamienianiu paru zdań stwierdzasz, że będziesz szukać dalej. Nie ma dla mnie nic wyjątkowego w tym tytule co zatrzymałoby mnie na dłużej, a tym bardziej co sprawiłoby, że przygarnąłbym go i zachował w swojej kolekcji. Być może sprawdzi się jako przerywnik po bardziej wymagającej produkcji, bądź “rozgrzewka” przed czymś większym. Moja opinia opiera się tylko o jedną rozgrywkę więc stąd może wynikać mój brak entuzjazmu. Przyszłe spotkania z grą mogą coś zmienić, póki co tworzenie witraży pozostawię specjalistom.