Ahoj załogo! Wszyscy na pokład, żagle na maszt i wyruszamy w morze! Oczywiście ruszamy pod piracką banderą aby łupić i trwonić zdobyte bogactwa. Przed wyprawą należy zabrać to co najpotrzebniejsze czyli po pierwsze rum, po drugie rum i po trzecie jeszcze więcej rumu. Tak wyposażeni jesteśmy gotowi stawić czoła wszelkim przeciwnościom, a co najważniejsze to, że zrobi to doskonale morskim opowieściom!
Naszym celem w tej wyprawie jest Trupi Mściciel – musicie przyznać, że nazwa przywodzi na myśl chociażby takie epickie okręty pirackie, jak Zemsta Królowej Anny. Co jak co, ale morscy rabusie mieli łeb do tworzenie chwytliwych nazw. Wyzwanie, jakie rzuca przed nami gra “Dead men tell no tales” nie należy do najprostszych. Musimy splądrować płonący statek z kosztowności, jakie wkrótce mogą pójść na dno, jeśli się nie pospieszymy. Wybuchające kajuty i rozprzestrzeniający się ogień nie będą naszym największym zmartwieniem. Na pokładzie kryje się załoga umarlaków, która nie odda łupu zbyt łatwo. Uzbrojeni jedynie w wiadro z wodą i butelkę rumu, możemy rozpocząć przygodę godną Jacka Sparrowa. Jest to tytuł w pełni kooperacyjny, w którym będziemy musieli postawić na dobry podział zadań pomiędzy członków załogi, oraz kontrolować sytuację na planszy, bowiem gra narzuca nam szybkie tempo. Płomienie szaleć będą po statku doprowadzając do eksplozji i blokowania kolejnych kafelków okrętu, dodatkowo pojawiający się majtkowie, również mogą utrudnić nam dostęp do zajmowanych części Mściciela. Drużyna posiada pulę dostępnych akcji, które reprezentują kartonowe żetony monet. Za ich pomocą będziemy opanowywać zaistniałą sytuację, czy też robić to na czym piraci znają się najlepiej, czyli wynosić zdobyte łupy. Bądźmy jednak ostrożni gdyż praca w trudnych warunkach, jakim niewątpliwie jest płonący okręt pełen zombie, da się we znaki wilkom morskim powodując zmęczenie, które może nawet doprowadzić do śmierci naszej postaci. Odpoczynek wysoce wskazany.
Wykonanie gry to naprawdę mocna strona tego produktu. Plansza graficznie świetnie oddaje okopcony okręt, który płonie na naszych oczach. Karty przedstawiające ekwipunek, jak i sylwetki bohaterów również świetnie się prezentują. Uwagę w pierwszej kolejności przyciągają czerwone i żółte kości ognia, oznaczające intensywność pożaru w danym pomieszczeniu. To co najbardziej odstaje od szaty graficznej to na pewno figurki piratów, które są po prostu kolorowymi sylwetkami morskich zbirów – zupełnie wykluczają się z całej oprawy. To samo można powiedzieć o znacznikach majtków, które mimo, że ciekawie wykonane, to nie pasują do całości. Przy pierwszej rozgrywce szybkie opanowanie wszystkich niuansów gry jest sporym wyzwanie, które może zniechęcić szczególnie początkujących. Być może należałoby się bardziej zagłębić w instrukcję, ta jednak momentami wydaje się bardziej komplikować pewne elementy, niż je tłumaczyć, przez co utrudnia szybki start.
Po pierwszej partii w “Dead men tell no tales” muszę stwierdzić, że to naprawdę dobrze zrobiona, dynamiczna gra kooperacyjna. Tytuł wysoce regrywalny, który serwuje naprawdę fajny klimat w połączeniu z dobrą mechaniką. Widać tu wyraźnie inspirację takimi produkcjami jak “Piraci z Karaibów”. Gra zawiera kilka wariantów oraz różne poziomy trudności przez co mamy możliwość modyfikować rozgrywkę i próbować swoich sił w zupełnie nowych warunkach. Nie występują niepotrzebne przestoje, choć jest tu kilka niuansów, o których łatwo zapomnieć. Moje pierwsze spotkanie w pirackim świecie przebiegło bardzo pomyślnie i chętnie ponownie wyprawię się na siedem mórz!