Nikt nie lubi przegrywać. Wszyscy od dziecka jesteśmy wychowywani do tego, aby odnosić sukcesy, czy chociaż minimalizować porażki. “Nie ma granic”, “Możesz, jeśli tylko chcesz” – głoszą hasła z pierwszych stron coachingowych poradników. Jesteśmy faszerowani propagandą sukcesu, nie biorąc nawet pod uwagę tego, że możemy ponieść porażkę. Na każdą wygraną, przypada setka klęsk, jednak większość woli drogę na skróty prosto po triumf. Świat gier planszowych to poza miłym spędzaniem czasu, również często bezwzględna walka o miano zwycięscy.
Poza bogatym zbiorem umiejętności, jakie możemy rozwinąć podczas gry w planszówki, to nauka znoszenia porażek jest zdecydowanie jednym z głównych elementów. Rywalizacja i stawka jest tym co napędza każdy tytuł i nakręca nasze emocje. Nie jest to gra o pieniądze, czy inne cenne rzeczy, ale mimo to, często odbieramy ten pojedynek bardzo osobiście. Nierzadką sytuacją jest manifestowanie swojej złości poprzez przemoc słowną, czy fizyczną. Wielu ludzi nie nauczyło się znosić porażek, a to jak je przyjmujemy, wiele mówi o naszym usposobieniu. Każdy z nas doświadczył nie raz tej przykrej sytuacji, bycia o krok lub dwa od zwycięstwa. Gorzki smak porażki jest ciężki do przełknięcia, wobec tego jak sobie z tym poradzić? Grupa wsparcia? Używki? Medytacja?
Przede wszystkim należy trzymać nerwy na wodzy i mieć świadomość, że nie zawsze możemy być w stanie wygrać każdą rozgrywkę. Może warto upatrzyć sobie dany typ gry i skupić się właśnie na nim. Świadomość, że jesteśmy niepokonani w gry strategiczne, osłodzi porażkę w inne produkcje np. w gry ekonomiczne. Inną drogą, może być chłodna analiza przyczyn naszego niepowodzenia. Nieprzemyślane ruchy, niewykorzystanie własnego potencjału, zbyt duże skupienie się na ruchach przeciwnika – powodów naszej klęski może być wiele. Warto przemyśleć co tym razem mogło nas do niej doprowadzić. Również i ci, którzy zwyciężają powinni pamiętać o tym, aby nie chełpić się swoją wygraną. Może to rozjuszyć, a i zniechęcić potencjalnych graczy do przyszłych rozgrywek. Moim zdaniem uścisk dłoni i stonowane emocje, czy docenienie naszego oponenta pozwolą nam odejść od stołu w pokoju. Myślę, że warto po wszystkim też krótko podsumować naszą wspólną zabawę, skomentować i wypunktować to co podobało nam się w grze drugiej osoby, a co mogło nie zadziałać. Informacja zwrotna przysłuży się zarówno zwycięscy, jak i przegranemu. Taka analiza z pewnością pozwoli obu stronom doskonalić umiejętności, a tym samym podnosić poziom przyszłych rozgrywek.
Co zrobić z beznadziejnymi przypadkami, które nigdy nie nauczyły się przegrywać, a każdy tytuł z którym sobie nie radzą zyskuje miano “głupiej gry”? Cóż, moja podstawowa rada to nie wchodzić z nimi w jakąkolwiek rywalizację, a być może nawet ograniczyć kontakt. Człowiek, który zawsze chce być najlepszy, będzie starał się zdominować nas w każdej sytuacji, pompując swoje chore ambicje. Jeśli jednak jest to nieznośny członek rodziny, z którym jesteśmy zmuszeni czasem w coś zagrać, to może warto skupić się na grach kooperacyjnych. Wspólne zwycięstwo lub przegrana mogą nieco złagodzić bojowe nastawienie takiego gracza. Jeśli i to rozwiązanie zawiedzie, to zaproponujmy mu jakąś planszówkę z dobrym trybem solo.
“Nie musisz zawsze wygrywać” – to jedna z fraz, które słyszeliśmy najczęściej będąc dziećmi, kiedy nie udało nam się być pierwszym w grze. Rodzice starają się chronić swoje pociechy przed nadmierny stresem, również tym wynikającym z porażek. Często dajemy fory i pozwalamy wygrywać dzieciom. Czy chcemy je uczyć, że wygrana przychodzi łatwo? Że dobre samopoczucie po grze to pakiet obowiązkowy? Może jednak warto wpajać od najmłodszych lat poczucie tego, że nie zawsze się wygrywa. Porażka jest cenniejsza od wygranej, bowiem może nam często uświadomić nasze braki, a tym samym dać możliwość samodoskonalenia. Wykorzystajmy ten walor gier bez prądu i zapoznajmy z nimi swoje dzieci. Może się okazać, że lekcja ponoszenia porażek będzie najcenniejszą, jaką otrzymają nasze pociechy. Wspólne granie z najmłodszymi to dla dorosłych kontrolowane środowisko, pozwalające zainterweniować kiedy widzą, że ich malec nie do końca jest w stanie poradzić sobie z emocjami po przegranej. Jeśli jednak sytuacja się odwróci i to my wiecznie przegrywamy z dziećmi, to postarajmy się dać dobry przykład, a ewentualną frustrację wyładujmy w odosobnieniu.
Póki co nikt nie stworzył gry, w której nie byłoby zwycięzców i przegranych. Uważam, że to dobrze bo bez tej tzw. “walki o złote kalesony” każda, nawet najlepiej zaprojektowana gra planszowa straciłaby swój urok. Być może w dobie poprawności politycznej, ktoś pokusi się o wypuszczenie na rynek tytułu, w którym nikt nie może przegrać. Póki co, pozostańmy w świecie, w którym ten lepszy, albo ten co ma więcej szczęścia, może szczycić się tytułem zwycięzcy. Miejmy też na względzie, że gry to przede wszystkim wspólne chwile relaksu i radości, których nie warto burzyć złymi emocjami, po nieudanej rozgrywce.
To fakt, że niektórym ciężko przełknąć porazki, sama tak miałam jak zaczynałam grać w planszowki (a byłam już po 30tce :P). Niezbyt podobały mi się gry, w których za pierwszym razem przegrałam i nic nie mogłam na to poradzić (ach te emocje).
Tak jak piszesz, dobrym rozwiązaniem są gry kooperacyjne, które niwelują wyscig do wygranej. No i trzeba zdać sobie sprawę, że to ma być tylko dobra zabawa. 🙂
Myślę, że im dłużej się gra tym bardziej człowiek oswaja się z możliwością porażki. 🙂
Masz jakąś grę, w którą nigdy nie przegrałaś? Może warto do niej wracać po każdej sromotnej klęsce? 😀