Od przybytku głowa nie boli- głosi słynne polskie przysłowie, które zapewne jest życiowym mottem wielu planszówkowiczów, którym świecą się oczy na widok kolejnych nowości i zapowiedzi wydawniczych. Coraz więcej gromadzimy, lecz czy idzie za tym pożądana satysfakcja? Gdzie leży granica między kolekcjonerstwem, a zwykłym zbieractwem, które z czasem może przybierać charakter zakupocholizmu?